Witam :)
dziś króciutko o dwóch świętach, jakże ze sobą powiązanych :) Jako że Tata Frania, a mój Drogi Małż, wypruwa sobie żyły w pracy za granicą, oba święta spędziliśmy z synkiem po swojemu ;) ale po kolei...
Dzień Matki zaczął się soczystym... nie, nie buziakiem, a kuksańcem, od mego małego szkraba :) Stwierdził chyba, że buziaki są przereklamowane i postanowił obdarzyć matkę pięknie wymierzonym sierpowym już z samego rana. Nie ma to jak czule okazana synowska miłość ;) Jako że święto wypadało w niedzielę, co do której miałam już wcześniej inne plany, było szybkie "memory five" i dziadki zgodzili się przechować małego przez kilka godzin, gdy ja tymczasem...
... zapakowałam swoje niewielkie ilościowo szyjątka i razem z koleżanką i jej małą bratanicą pojechałyśmy "na handel" do Guzowego Pieca ! Klimat w Bajkowym Zakątku od poprzedniego roku się nie zmienił, ciągle jest tam fajnie, sielsko i uroczo, w sam raz na wypoczynek z rodziną. Znacznie mniej się uhandlowało, ale nie zawsze tylko o to chodzi :) No i zjadłam prawie całe ciacho, upieczone przez Agi Mamę - pyszota!
Zdjęcia podobne, ale na tym drugim widać mnie (nieco niewyraźnie, bo sówki w kadr się wcięły), kumpelę Agę (cześć!!! :)) i naszą małą dzielną pomocnicę Zuzię :)
Pogoda była na tyle fajna, że żałowałam przez chwilę, że mały z dziadkami został, ale obiecałam sobie w duchu wynagrodzić mu to w Dzień Dziecka.
Co do Dnia Dziecka...
zrobiliśmy sobie z Frankiem długi weekend i już w czwartek po południu pojechaliśmy do moich rodziców na wieś. Pogoda jak to pogoda, zmienna była, ale najważniejsze że mały się wyhasał na jakiś czas :) a że dziecię me strasznie ale to straaaasznie lubi wodę (Wodnik pełną gębą) to i kąpiel w misce być musiała (miska po cichu podprowadzona cioci po skończonym wieszaniu prania, stąd ta zadziwiająca wielkość) :D
Ale najlepsze dopiero przed nami :) Strażacy w Dzień Dziecka organizowali u siebie mały festyn, a że
1) do straży od rodzicó jest 20 metrów
2) mój brat jest strażakiem
nie było innego wyjścia, jak się zebrać i ruszyć na "dżamprezę" :D
Szczerze i otwarcie przyznam, że Franek posłużył mi za pretekst, by się samej do nowego wozu naszych strażaków wdrapać. Hihi, już spełnia małe marzenia swojej mamy :) Efekt siedzenia w środku - niesamowity! Brat wdrapał się ze mną i wszystko objaśniał, co do czego służy, ale już po którejś tam kontrolce straciłam rachubę.
Były i baloniki, i malowanie kredą po asfalcie, ja skosztowałam przepysznej wojskowej grochówki, było (prawie) lanie wody z gaśnicy, zabawa w ciuciubabkę z Frankiem i układanie dużych klocków (strażackich wsporników stabilizacy1nych - zapamiętałam!). Dzięki Bracie :)
Niżej zdjęcie z serii "Moja mama jest Kosmit(k)ą" :D
Ech, szkoda że takich dni jest tak mało... Choć z drugiej strony, to tylko od nas mamusiek zależy jak często będziemy swoim pociechom taki dzień dziecka robić...
Buziaki ;)
Fajne stoisko:)
OdpowiedzUsuńA z małego przystojniaka, to chyba tez strażak wyrośnie;)
W końcu miskę do podlewania już sobie załatwił:)