środa, 21 grudnia 2011

Moje pierwsze maskoty ! :D


Z samego samiuśkiego rana wzięło mnie dziś, i to tak wzięło, że puściło dopiero po południu ! Nie, nie wpadłam w szał sprzątania, aż tak to nie oszalałam :)  Wyciągnęłam maszynę, wyszperałam pozapisywane kiedyś szablony, i zaczęło się szycie przez wielkie Sssss..... to znaczy jak na moje początki było to wielkie S :) Na pierwszy rzut poszedł kot. Koty lubię, nawet bardzo, a ten się nie wydawał trudny do uszycia. I naprawdę jestem z niego zadowolona, pomimo jednego mniejszego uszka ;) .
Sysunia? Ostatnia w tym sezonie...
Zachciało się łażenia po drzewach.


 Na drugi rzut poszedł miś, którego wypatrzyłam kiedyś na czyimś blogu, i się zachwycić nim nie mogłam. Ale jak przyszło co do czego, to mało oczu nie wypłakałam ze złości - Dlaczego jesteś taki krzywy?!?  Przypomniało mi się od razu powiedzonko mojego instruktora nauki jazdy - "W sumie to potrafi pani prowadzić, ale wchodzenie w zakręty radziłbym jeszcze poćwiczyć...". I przez te wszystkie zakrętasy na maszynie mało misia za okno nie wyrzuciłam. Nie chciało się prosto i schludnie uszyć! Chcąc mu jeszcze dać szansę, bo tak na początku nieładnie spisywać na straty, wypchałam niemotę, dorobiłam oczka i zawiązałam kokardkę, i... zaczął się mnie podobać :D Choć z tymi sterczącymi na różne strony uchlami już nie dałam rady nic zrobić, to jednak jak na pierwsze podejście do szablonu nie uważam próby za nieudanej. Następne misie będą już bardziej fotogeniczne :)



I na sam koniec chciałam zrobić pierniczka. I zrobiłam, a jak! Tylko że jak na niego tak patrzę, to aż ciarki mnie przechodzą - te jego świdrujące spojrzenie!



































  






    


   

1 komentarz: